imionami jaśniały; znano w narodzie Pułaskich, Krasińskich, Branickiego, Kossakowskiego, Sawę, a młodzież niecierpliwsza przekradała się różnemi drogami ku nim. Szczęście służyło różnie, Moskwy było jak plugawego robactwa, żołnierzy Bożych mniéj coraz, bo król i ambassador pilne mieli oko; kto wyszedł do swoich, temu natychmiast palono dwór i niszczono wioski i żołdactwo się rozsiadało na krwawych gruzach, pijąc zdrowie opiekunki Rzplitéj, Carowéj Jéjmości.
Przyszło ku temu że coraz mnożyły się klęski, ludzie serca ze spuszczonemi głowy chodzili jako w dniach żałoby — co począć! Powtarzano słowa X. Marka który był zwiastował zwycięztwo, a potém prorokował — kary; albowiem ujrzał że rycerze chrześciańscy mieli w sercach pogańską ambicyą i szatańską zazdrość ku sobie i przeoblekali się w ludzi pospolitych — posłańcami Bożemi dłużéj być nie umiejąc.
W Skale milczano o wypadkach, zwłaszcza przed Karolem, któremu tajono co się działo.. Dziad i ojciec tak się zdawali ostygli iż chłopak nie wiedział co myśleli, ale zgadywał gdzie serce ich było. Przy nim ledwo się kto odezwał i uciął.