Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
62

runkami tych co poginęli z Saracenką w dłoni, mówili mu oni co go czeka. Był ich nieodrodnym synem.
Gorzało w nim coraz mocniéj, a ojciec i dziad milczeli.
Było to milczenie wielkie i święte, jako próba Boża nad człowiekiem, albowiem ojciec i dziad w ten sposób hartu duszy jego próbowali. —
Ojciec go chciał był dawno do pana Pułaskiego posłać, ale stary powstrzymał.
— Mospanie Jakubie — rzekł, dla ojczyzny ofiara musi być dobrowolną; albo dojrzał już nasz Karolek, to się swego obowiązku sam domyśli, albo jeszcze nadto młody, to go tam dawać zawczasu.
— Posłuszne dziecko — mówił pan Jakub, nie pójdzie bez zezwolenia.
— Acan tego nie wiesz, bo jesteś kulawy kaleka nieborak, odpowiedział pułkownik — nie byłeś w tém jako ja. Czekałem ci, czekałem żeby mnie Jegomość wysłał, aż gdy dobrze na wojnę zawrzało, myślałem — to i mnie poślą, krew kipiała, nie posyłali. Wreście jednego dnia uchwyciłem konia i z domu rodziców uszedłem. Rodzic bo na rzeź dziecka nie da, byłaby to ofiara