Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
67

w niéj niegdyś młynarz Kulik, co go było młyńskie skrzydło porwało i bez duszy o ziemię cisnęło. Żona jego Kachna niegdy dworsko służyła; mieli tylko jedno dziecię, tego bladego Staśka. Gdy to nieszczęście padło na ubogą chatę, Staszek był małém chłopięciem, — został siérotą. Wzięto go do posług panicza do dworu, z nim téż Stasiek pojechał do szkoły, i pomiędzy siérotą a paniczem zawiązała się przyjaźń taka, że Stach by był życie dał za Karola, a Karol w ogień rzucił za swojego służkę.
Rośli razem rówiennicy; Stasiek nawet nie pojmował, aby go kiedy mógł odstąpić, Karol, żeby się miał obejść bez niego.
Gdy przyszła stanowcza życia godzina, owa w ciszy osnuta wyprawa na wojenkę, nie mógł się téż Karol obejść bez Stacha, jemu się jednemu zwierzył, a chłopiec pomyślawszy, rzekł.
— A no, toć pójdziemy razem!
Knuli tedy już spisek wspólnie, a szło oporem. Bez grosza się puścić nie było można, dla Staśka téż konia i rynsztunku brakło.
Ale poczęły się dziać istne cuda. Jednego poranka dziaduś rzekł do wnuka.
— Czemu to Stach z tobą nie jeździ, gdy