katów dwieście. Nic dziwnego, Abraham był bardzo bogaty.
Karol się wahał, obawiał, naostatek uściskawszy żyda wziął, posądzał go że się coś domyśla, ale był pewien że nie zdradzi.
Nie wiedział iż te czerwone złote tegoż ranka z rąk jego ojca wyszły.
Tak mu się wszystko dziwnie składało.. jak by go sam Pan Bóg wyprawiał.
I on i Staszek już byli nawet dzień postanowili.. nadszedł on.. wszystko stało w pogotowiu.
Dziesięć może razy tego dnia Karol do stajni zaglądał, szpak rżał zdrów, raźny.. serce mu biło myśląc jak go dosiędzie i poleci! oh! poleci!
Ale jakże tak pojechać bez błogosławieństwa, bez pożegnania.
I tęskno téż było porzucić tu wszystkich i wszystko, na długo.. nie wiedząc kiedy się wróci a nawet czy się powróci.. Więc choć radością biło serce młode, chmura wisiała na czole. Chodził smętny oglądając kąty wszystkie jakby je żegnał. —