w progu. Nie była to jego godzina, wkradł się jakoś cicho i ostrożnie, pułkownik nań spojrzał, dokończył Zdrowaśki. —
— Cóż tam, mój stary?
— Czołem pułkownikowi..
— Masz jaką potrzebę?
— Nie.. tak — słóweczko. —
— Bez ogródki, mój stary co ci potrzeba, mów.
— Mnie nic, ale są święte obowiązki, nie darmo się wasz chléb je; trzeba żebyście w czas wiedzieli co się święci.. Ot, boję się żeby Karolek nie uszedł, kipi strasznie i coś bardzo do konia dziś latał...
— Hę? co? zapytał stary.. przyśniwa ci się.
— Lękam się żeby to nie było prawdą.
— A ja nie, dziecko karne, toby się tak nie wykradało, rzekł pułkownik.
— Ale w takiéj sprawie?
— W jakiéj sprawie?
— Gdzie o ojczyznę idzie! to jest sprawa nad wszelkie względy! Któż to z nas z domu nie uciekał na wojnę!
— Prawda, rzekł pułkownik, ale po co ma
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
78