rzę nie chadzał, bo jéj téż nie jadał, już mu bowiem na sen szkodziła.
Bywały jednak dnie, że się przywlókł dla gawędy, a wówczas przysuwano szerokie krzesło, skórą obite i miejsca swojego ustępowała mu pani Jakubowa, czasem pół kieliszka wina wypił i chlebem zakąsił. A była to wielka uczta dla wszystkich, gdy się stary pokazał, słuchano go pilnie, bo mówił o dawnych czasach.. Miło było siwą jego brodę widzieć przy tym stole.
Otoż i tego dnia cudów, gdy zadzwoniono na wieczerzę, półkownik też zadzwonił i kazał się do stołowéj sali przeprowadzić.
Powoli już się tu cały dwór zbierał. Był i Bernardyn kapelan i stary ubogi szlachcic podróżny, wołokita, co nigdy nie mijał Skały, przyszedł z nim Poremba, zwlekli się garbus i Krzywaczyński i panna Kunegunda, nadeszła wreszcie Jejmość z Ewusią i pan Jakub o kiju z ekonomem razem.
Stół był długi, skromnie zastawny. Nim zasiedli, stali wszyscy przy swych miejscach, a bernardyn modlitwę odmawiał, chleb wieczorny błogosławiąc. Półkownik zwykłe swe miejsce zajął w końcu stoła, daléj przy nim pan Jakub, Jaku-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
84