Dobranoc szedł Karol oddawać każdemu z osobna, tym razem dziadek kazał mu się jeszcze odprowadzić do swego pokoju.
— Chodźże no waść ze mną! rzekł.
A gdy wstąpili na próg komnaty i stary siadł w krześle, pułkownik popatrzał nań długo.
— Przypomniałem sobie, rzekł, jeszcze ci się coś do Saracenki należy... kto ją nosił ten brał i ryngraf z Matką Boską... Zdejmże go sobie i powieś tymczasem nad łóżkiem.
To mówiąc ścisnął go dziad za głowę, wskazał na ścianę i rzekł poważnie.
— Dobranoc chłopcze — dobranoc.
A dopiero gdy się za nim drzwi zamknęły, pułkownik łzę otarłszy krzyż pański za nim posłał.
Nie byłoż to wszystko cudem? Karolowi w głowie się plątało, serce mocniéj coraz biło..
Poszedł do matki, ale ta słowa wymówić nie mogła, aby się nie rozpłakać. Gdy ją w ręce całował przycisnęła głowę do piersi, a sama gdy się drzwi zamknęły, poszła wprost do klęcznika. Z drugiego pokoju widać było z zauchylonych podwojów bladą twarz Ewusi... Ka-