Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
10

jak stał w podróżnéj, zwalanéj, opylonéj odzieży.. tak postąpił niepoznany i niepostrzeżony do progu.
Sień zastał sług i ludu pełną... stały w niéj stągwie z piwem dla czeladzi, która je wychylała kuflami śmiejąc się i swarząc...
Ani jednéj znajoméj twarzy, ani domowych, ani sługi... świat jakiś nowy, inny... cudzy.
Karol rozglądał się, strwożył poczuwszy się obcym i wśród téj wrzawy i hałasu stanął zmartwiały na progu.
Wszystko, co go otaczało, inne było, niż przed laty... Młode twarze, inna mowa... wesele jakieś szalone... osłupiały sparł się o ścianę, pogladając w koło zdumiony... w głowie mu się plątało, nie śmiał jeszcze jak widmo z grobu wstające wnijść i nagle się im ukazać w pośród téj jakiejś uczty, która nie dla niego była zgotowaną.
Kiedy niekiedy — przez ramy drzwi otwartych przesuwały się przed nim pary strojne... lica rozjaśnione... usta w perłowych uśmiechach, głowy w zielonych wiankach.
Ale gdzież starzy! gdzie swoi? — gdzie dziaduś, gdzie ojciec i matka, czemu nie widać nikogo...? sami obcy... sami przybysze.