Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
106

Jeszcze to miasto naówczas nie było tém, czém w ostatnich czasach napływ cudzoziemców je stworzył. Kupiło się ono całe niemal około zamku elektorskiego, który ze swą wieżycą i kościołem panował stosunkowo nie wielkiéj kupce okazalszych domostw. Poza dwa rynki, Stary i Nowy, ulicę zamkową i kilka szerszych, zabudowanych kamienicami, daléj już tylko drobne domki i obszerne ciągnęły się ogrody. To, co dziś wcielono do miasta, dobrze opodal za niém było odsunięte.
Schludnie to wyglądało jak dzisiaj, ale raczéj królewską rezydencyją niż stolicą państwa nazwać się mogło... Część znaczną ludności składali jeszcze Serbowie, na przedmieściach mówiono po wendyjsku... dziś już tu śladu niema tych dawnych Drażdan mieszkańców.
W gospodzie na zamkowéj ulicy nieopodal od bramy Jerzego, która nazywała się polską gospodą i miała jeszcze wywieszonego Orła Białego, zatrzymał się wreszcie Karol znużony i niecierpliwy. Zeskoczywszy z bryki, wchodził już na próg jéj, gdy się minął z mężczyzną, obwiniętym chustką, w czapce nasuniętéj na oczy, którego nie mógł poznać, bo twarzy prawie nie do-