Wśród tego tłoku nikt na nich nie zważał, przecisnęli się przez tłum ciekawych, który się u drzwi gromadził... Karól nie wiedział już jak szedł, zimny pot oblewał mu skronie, strach serce ogarniał... a jednak jeszcze tłumaczył sobie natarczywość Poremby, jego łzawe oczy tém, że starych... nie godziło się tak nagłém ukazaniem się przerazić...
Znać listów jego niepoodbierali... i nikt się powrotu nie spodziewał.
Tak znaleźli się przecisnąwszy w dziedzińcu i milcząc szli, mijając wozy gwarne gości, aż do ciemnéj oficyny, stojącéj na uboczu w czarnych drzewach. Tu słowiki tylko nuciły pustkom...
Rotmistrz Poremba nie poprowadził go do dawnego swojego mieszkania, ale do malutkiéj narożnéj izdebki, dawniéj niezamieszkałego składu starych sprzętów... Teraz z jednego do drugiego a coraz lichszego spychany mieszkania... tu się znać dostał stary rezydent, sprzęt złamany, nimby go wyrzucono na podwórze lub wywieziono na cmentarz...
Po świeżych woniach nocy majowéj, wiało