parł Kopeć — gdzie drwa rąbią, tam trzaski padają, to darmo... kto śmiały, ten górą!
— No — a potém? co daléj? zapytał żyd — choćby i Żytomierz wziąść? kiedy z Kijowa Moskale nadciągną i odbiorą?
— Alboż my to na nich czekać będziemy! zawołał brygadyer, zabierzemy kassy, broń, amunicyą i pociągniemy gdzie... gdzie wypadnie.
Na tém jakby się opamiętawszy umikł Kopeć, który udawał dla większego prawdopodobieństwa nieco podchmielonego. Zinberg najzupełniéj mu uwierzył, widać było po jego twarzy strapienie wielkie i zakłopotanie. Rozmowa nie szła, piekło już kupca odejść co rychléj z tą podchwyconą wiadomością — lękał się tylko podejrzenia. Postał więc jeszcze chwilę, pogawędził o rzeczach obojętnych, potém pożegnał i kopnął co żywo do karczmy. Nie mógł sam natychmiast nocą wyjechać, bo by się domyślano czegoś z pospiechu, wyprawił więc małą karteczkę po żydowsku napisaną do syna i oklep powiozła ją poczta pantoflowa do Żytomierza. Oznajmywał w niéj, aby się miano na ostrożności od napadu na Żytomierz.