Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
147

aby mógł utrzymać w Polsce.. gdyby powstała cała.. prosił o posiłki u carowéj... zgromiła go Katarzyna, znajdując, że samo jéj imie dość jest groźne, by zuchwałe targnięcie się powstrzymało. Igelstrom uwierzył nieomylnéj i pozostał posłuszny.. starając się być.. strasznym...
W powietrzu błyskawicami i pioruny latały groźby.. obijające się kiedy niekiedy o uszy moskali — ale terroryzm ich miał wszystko pokonać i zgnębić.
Przyspieszono rozkazy rozpuszczenia wojska; głucha wieść nie darmo biła na trwogę, że arsenał, broń, działa, prochy chcą zabrać moskale, by potém, gdy zrozpaczonéj dłoni niewolnik nie będzie miał czém uzbroić.. zgnieść buntowników!.
Rada ta wyszła od Pistora... ale Igelstrom jeszcze usłuchać jéj nie chciał... Codzień wzrastała trwoga moskali z wieściami o pierwszych szczęśliwych walkach Kościuszki. Chciano na hańbę ostatnią szczątków wojsk użyć, zmusić je, by wspólnie z Moskwą szły na naród dobijający się wyzwolenia...
Przykład z czasów konfederacyi Barskiéj... ośmielał.. jednak odkładano z dnia na dzień, tak bratnia walka nawet zdrajcom zdawała się ohydną.