Co innego po zakątach miasta. Tam nic nie wiedzą o królu, o ucieczce i powrocie, tam mówią o Moskwie i Prusaku, tam wszyscy zdradzili... tam rzeź grozi winnym i niewinnym, a rozpacz bucha płomieniem szeroko.
— Zdrada! zdrajcy! powtarzają jacyś ludzie biegając... I wyłamują wrota i szukają ofiar...
Otóż słowo téj ciemnéj zagadki...
Potrzeba może było w oczach świata zmusić lud, ten lud spokojny a wesoły, do tragedyi paryzkich, do pomazania się i pokosztowania krwi... aby powiedzieć można: — Te szubienice są gilotynami, ten lud to sankuloty, ci wodzowie to Dantony... to Robespierry... to sprzymierzeńcy Jakobinów; więc słusznie w pień wyrznąć wszystkich...
Cały wieczór, całą tę noc kipi Warszawa, uśpić i uspokoić się nie może — pragnie, a napojoną być musi krwią.
Tak tam zawyrokowano, gdzie się to układało.
O brzasku już stają trzy szubienice białe, przed ratuszem jedna, pod Bernardynami druga, na Krakowskiém trzecia... A na nich napisy...