Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.
183

Była to ludność Oronnego, którą płomienie w lasy wegnały.. Oni także stracili ojcowiznę stare chaty, w których umierali dziadowie i porodziły się niemowlęta.. płakali.
Przypomniał sobie Karol, że wioskę oni sami spalić byli zmuszeni przed bitwą, aby się w niéj nie dać usadowić moskalom. — Mógłże się zbliżyć żołnierz ranny do rozżalonych wieśniaków.. opłakujących popioły?..
Zawahał się.. ale śmierć przestała mu być straszną.. a pragnął, pragnął choćby kropli wody.. Spijał ją z liści wilgotnych, leżących na ziemi, z małych kałużek po lesie... a pragnienie zwiększało się coraz... Chciał zresztą ludzi, choćby w nich miał znaleść nieprzyjaciół..
Powstał więc i wszedł w krąg tych starców, niewiast, dzieci siedzący ze spuszczonemi głowami, z pół snem na oczach.. Nikt nie spojrzał nań nawet. Przesunął się i padł przy ogniu, tracąc przytomności..
Sił mu nie stało, tylko do téj mety.


Po dziesiątym Października... trzeci Listopada.. żałobne dziejów naszych daty. Rzeź Pragi. —
W sercach istot z ludzkiém obliczem, co łu-