Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
20

upłynęło miesięcy, jak pobożną panią ludzie tam niezbożni wpędzili... aby waszego nie doczekała powrotu, a już szaleje i weseli się dwór, który być powinien w żałobie do dziś po świętéj nieboszczce...
Alboś pan nie znał waszego krewniaka Wacława, albo też znałeś go mało. Nie bardzo się tu on pokazywać lubił za waszych czasów, bo nie miał co robić... Dopiero im chętka przyszła wśliznąć się tu... późniéj, gdy sobie rozgłosem o śmierci waszéj drogę utorowali... wozili gazetki i listy, aż was zabili nareszcie... Pole tedy stało puste... przyjechali siać, aby zbierać. Ojciec pierwszy za tą wieścią poszedł na tamten świat, zabity, milczący... położył głowę nie narzekając, aby drugim serca nie odejmować. Dziad jeszcze stał na kresach modląc się, głuchy, zmartwiały... ale i on na ostatek zachwiał się... Jednego ranka długo się ńie budził, nie wołał, aż weszliśmy zobaczyć, co się dzieje, znaleźliśmy go... jak myślicie?
Klęczącym ze złożonemi rękami przed obrazem Matki Boskiéj, głowa tylko zsunęła mu się na stare dłonie i tak usnął na modlitwie.
Została tedy jedna matka z wypłakanemi oczyma... łzy jéj wzrok odjęły, oślepła... Wo-