Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
205

rego sama wychowała, wypielęgnowała, wyuczyła. Była mu ojcem, matką, nauczycielem i niańką, przyjacielem i mentorem.
Z choroby, z pracy czy z niedoli, Ewa przeszła w stan nieustającéj trwogi, i gdy nie miała czego się lękać, wyobraźnią tworzyła sobie obawy... weszły one w potrzebę téj duszy drżącéj... Łzy i postrach wyczerpywały jéj życie i trzymły przy nim... gorączka była jéj siłą. Karol musiał sam na duchu się dźwignąć, zmężnieć i ukrzepić, ażeby tę biedną kobietę przywołać do życia i odkarmić odwagą. — Pomiędzy nim a nią — z dawnego stosunku, z téj miłości czułéj, którą on żył tak długo — pozostało przywiązanie braterskie, gorące — ale poszanowania pełne...
Karol kochał ją nieszczęśliwą z siwiejącym włosem, może silniéj niż gdy mu się zjawiła w aureoli puklów złocistych — ale miłość tę krył w sobie głęboko i przed samym sobą. Nie godziło mu się o nią upomnieć u wdowy, dla téj resztki życia, któréj czuł w sobie zbyt mało, by z niego mógł uczynić ofiarę, komu innemu prócz matce jedynéj.