Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
208

obchodzą się z niewolnikami, nigdzie oni nie są celem takiego znęcania się, urągowiska i szyderstwa... Starszyzna nie tylko nie powstrzymuje nieludzkiego katowania, ale do niego podżega...
Stach pędzony tak z drugimi pod strażą kozaków, których największą zabawką było więźniów okładać nahajkami lub spisami kłuć w drodze — znajdował się już za Bugiem, gdy na jednym noclegu mroźnym pijane warty się pospały. Niewolnicy znajdowali się w szopie pokrytéj słomą, któréj ściany nie były wysokie; tuż blisko szumiał las sosnowy. Kilku zrozpaczonych wydarłszy strzechę, wdrapało się do góry, spuściło po cichu i rzuciło w lasy. Stach był między nimi.
Późno opatrzyła się straż i puściła w pogoń na wszystkie strony; niektórych schwytano zmarzłych i zasieczono pałkami dla zbawiennego przykładu. Stach wbiwszy się w gęste zarośla, widział w koło siebie snujących się żołnierzy, ale szczęśliwie uszedł ich oka. Wyczekawszy o głodzie noc i dzień, wyszedł późniéj z kryjówki i od wioski do wioski przekradał się powoli, wypłacając ludziom za chleb posługą, rąbaniem drew, i t. p. Często zgłodniały przemarzły, chory — jakimś cudem uszedłszy oddziałów. krążących po