Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.
219

pan Waleryan głos podniósł pierwszy. Czuć w nim było wzruszenie wielkie, — w Polsce która chorowała na retorykę, od tak dawna publiczniéj nikt się już nie odzywał!
— Panowie a współobywatele, rzekł — ciężki cios spotkał ojczyznę naszą, ale w Bogu wszechmogącym nadzieja, że on będzie tylko próbą miłości dzieci dla matki... Nie ścierpi Opatrzność, ażeby krzywda tak wielka spełnić się miała bezkarnie, aby grabież i gwałt niesłychany pozostał nie pomszczonym.
Otóż przynosimy wam wieści dobre. Oswobodzony naród francuzki chce nam podać dłoń pomocną; Rzeczpospolita siostra, przyrzeka zająć się losem naszym czynniéj i śmieléj, niż niegdyś Francya Ludwików.. Ale potrzeba, ażeby naród sam dał wprzódy znak życia; aby gotując się do uzbrojenia i potargania więzów, jawnie światu dowiódł jakimś uroczystym aktem, że żyje. Zawiązanie się starym obyczajem konfederacyi i urzędowy jéj charakter, jéj protest jest nieodbicie potrzebnym, Ziemia, w któréj leży stara stolica rzeczypospolitéj, gdzie akt powstania narodu ogłosił najpierwéj Kościuszko, pierwsza i dziś powinna rękę przyłożyć do dzieła.