Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.
228

Życie moje, to już dogasające płomię... lecz Tadeusz... ja go znam, jeśli ty pójdziesz, nic go nie wstrzyma, uczucie obowiązku tego równie jest silne w jego sercu, jak w twojém... A czyż on dorósł do walki? do obozu? do niebezpieczeństw?...
I Ewa znowu łkać poczęła...
Powoli zsunęła się na kolana przed nim, głowę złożyła na jego rękach i łkając wołała:
— Ulituj się nademną! ulituj... mój bracie... jam tak biedna! tę życia resztkę mi daruj...
— A! gdyby to było w méj mocy! zawołał poruszony żołnierz stary — siostro... nie potrzebowała byś modlić się tak przedemną i w rozpacz mnie wprawiać. Ale tyś Polka i ty zrozumiesz to słowo wielkie — ojczyzna! tyś chrześcianka i wiesz co znaczy — przysięga! tyś kobieta i czujesz, co cześć żołnierska! Nie każ mi być wiarołomcą i winnym zdrady...
Ewa podniosła się powoli, załamała ręce, stanęła boleści pełna i na pół skamieniała.
— To wyrok śmierci na mnie, rzekła, ale go zniosę w imię tych świętości, które szanować nawykłam... Karolu... ocal mi syna! a Bóg mi ciebie ocali... Wymodlę twój powrót u Niego!