Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.
242

na łowy przeciwko dzikiemu zwierzęciu kroczył bezbronny, z uśmiechem odsłaniając piersi, otwierając lwu ramiona....
Legiony! myśl ta, któréj dziś trudno odszukać, którą przyznają różnym, aby nie oddać jednemu — zrodziła się w sercach wszystkich.... ten co pierwszy wyrzekł ją, był tłumaczem pragnień, popędu ogólnego... legiony wykłuwały się wszędzie, gdzie kupka wygnańców się zeszła... Nie wolno im było zbroić się i stać na czatach w kraju, biegli gdzie stopa ziemi wolniejszéj — błysnęła....
Ale pierwsze zawiązki legii na Wołoszczyznie, w Turcyi rozbiły się o niecierpliwość własną i o czujne, nurtujące wszędzie, Moskwy intrygi.... Za każdym z tych apostołów, co szli nawracać narody, sunął się szpieg płatny, aby śledził jego kroki... Ogiński w Konstantynopolu podawał z tysiącznemi ostrożnościami noty posłowi Francyi, które nim go doszły, już w kopii miała ambasada moskiewska.... Wschód już naówczas osnuty był tą siecią tajemniczą, która dziś Turcyą niemal bezbronną, oddaje w ręce staréj nieprzyjaciołki.... chciwéj spadkobierstwa po chorym... człowieku... choćby miał wyzdrowieć jeszcze. — Jeśli nie umrze — dobiją. —