Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.
250

biosach) jenijusz (już weń wierzono na ziemi) szczęście na ostatek (którém się zasłaniała zazdrość) zdawały się torować drogę legijom naszym przez rozbitą Austryą ku Polsce... młody wódz szedł niemal dzień każdy znacząc tryumfem, rzeczpospolite rosły pod jego stopami... cispadańska, transpadańska... zdawały się zapowiadać coraz nowe, na które się dzielić miała Europa. Szczęśliwe walki z dowódzcami najsłynniéjszymi, z Arcy-księciem Karolem na nowo rozpoczęte, z tryumfy nowemi, otwierały głąb Austryi zwycięzkim orłom rzeczypospolitéj.
Dąbrowski marzył już, układał, wyznaczał drogi, któremi jego korpus Polski, zwiększający się codziennie zbiegami i niewolnikami, płynącemi zewsząd rozbitki — przedrze się przez kraje słowiańskie Kroacyą, Transylwanią, Węgry i wpadnie do Galicyi. Zaręczano mu, że prowincya ta gotową była, ujrzawszy żołnierza i chorągwie polskie, powstać jako jeden człowiek... Za nią, za nią iskrą elektryczną zbudzona, ruszyłaby się Polska cała...
Na odgłos tych nadziei, którą wieść olbrzymiła, Karol leciał, rzuciwszy chorych i opóźnionych — do Mantui... Szczęśliwym trafem uła-