Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.
252

szału.... Nie było chwili do stracenia, z Mantui w ślad za legiją puścił się Karol do Palma Nuowa, i dogonił nazajutrz o jeden marsz tylko oddalonego Szefa Dembowskiego.
Natychmiast zameldował mu się stary żołnierz ochotnikiem, chociaż nie znany osobiście, miał za sobą towarzystwo broni Pułaskiego i Kościuszki. Szef i wszyscy przyjęli go otwartemi rękami, ale zostawiono pomieszczenie go w kadrach Jenerałowi Dąbrowskiemu...
Pluta nie żądał nic więcéj, tylko by jako grenadier mógł towarzyszyć oddziałom i wesoło poszedł naprzód... Rozgrzało mu się serce od bicia serc tylu jedną myślą złączonych... Do Polski! powtarzano — do Polski!!


Widok, jaki naówczas przedstawiały legijony, zachwycającym był dla serca polskiego, ale smutnym dla oczów, któreby bohaterów i przyszłych wybawicieli w innym stanie oglądać pragnęły. Wprawdzie wojska rzeczypospolitéj francuzkiéj o niewiele może lepiéj wyglądały, — lecz Polacy nędzni byli, wybledli i odarci. Karolowi mimowolnie przypomniała się Ameryka i pierwszy obóz