Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.
258

ręce, wrzało, krzyczało, śmiało się, wyśpiewywało obozowisko, dzieląc się nędzną strawą, przyprawną... weselem serdeczném... Tłuczono spleśniałe suchary, spijano wino skwaśniałe; łatano mundury odarte, zszywano bóty poszarpane... zawiązywano rany świeże... i cieszono się jedném... Idziemy, idziemy do Polski...
W staréj katedrze miasteczka kilku posiwiałych barszczan uklękło się modlić, przepojonych weselem, prosząc Boga, by odwrócił od nich nowy kielich goryczy...


Kościół był odwieczny, mroczny, ciemny w południe, milczący... z dala od obozu i miasteczka dochodził doń gwar wesoły tego ludzkiego mrówia, co się u stóp wzgórza rozłożyło...
Jedna lampa paliła się przed starym giottowskim obrazem N. Panny, z twarzą smętną i litościwą... przypominającą Częstochowską Bogarodzicę...
U stóp ołtarza na klęczkach, po dwóch stronach, modliło się dwóch żołnierzy, z siwiejącemi głowami...
Modlitwa ich szła do téj Matki Miłosierdzia,