Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
272

Ale ten pochód nowy jakże się wielce różni od owego weselnego z Mantui do Palma-Nuova! twarze i serca i postawy i myśli były inne. W szeregach idąc wzdychano i szemrano...
— Krwi im naszéj potrzeba!... pozbyć się tylko nas pragną!
Jeśli kilku starszyzny znowu weselszemi twarzami dodawali ochoty, żołnierz prawie wszystek szedł smutny, przybity, bezmyślny. W chwili walki rozpacz rozbudzała męztwo, a raczéj wściekłość, ale boju tego nikt nie rozumiał, nie pragnął, czuł każdy, że on do niczego nie prowadził... Zwątpienie było straszne i ogólne.
Rozdraźniony Michał Ogiński, gdy mu w Paryżu Karol de la Croix podszeptywał, aby Polska zrobiła w Galicyi powstanie, obiecując głucho poparcie Rzeczypospolitéj — odparł z gniewem, iż Francya nie o Polsce myśli, ale o własnych korzyściach, o wyzyskaniu niedoli jéj dla siebie... Toż samo powtarzało się w obozie przy kotłach co chwila...
— Francyi przydatna — tylko krew nasza! szemrali żołnierze...
Ale tym wygnańcom bez ojczyzny, którzy nie mieli dokąd powrócić, bo im dom był zaparty,