nego człowieka, by się do położenia zastosować nie umiał... rachował na jego rycerskiego ducha i wspaniałomyślność żołnierską, iż się da lada czém zaspokoić i odprawić... Na ostatek Wacław domyślał się coś w jego sercu dla Ewusi, bo w dawném mieszkaniu Karola widział jéj cyfry na oknie i ścianach... nie rozpaczał więc cale, poszedł na palcach do żony... Ewa była blada, drżąca, strwożona...
— Słuchaj Starościno, rzekł z uśmiechem, ja wiem, że on się kochał w tobie... Cóż mi tam!! Teraz pani jedna możesz go ugłaskać i ułagodzić, tego lwa amerykańskiego, aby nas wyrzuciwszy ztąd precz, z torbami nie puścił... Ja zamknę oczy, uszy, wszystko od pani zależy... bądź czułą, bądź bardzo czułą... wspomnienia młodości są drogie...
Wskazał na kolebkę dziecięcia.
— Przyszłość twojego dziecka może dziś zależy od słodkiego uśmiechu, od czułego ściśnienia ręki... dodał... a co do mnie... proszę być pewną, że tego za złe nie wezmę...
Kobieta spojrzała na niego, wzdrygnęła się milcząca i pochyliła ku dziecięciu. Starosta
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
28