Do poufałego otoczenia jenerała Dąbrowskiego należał Zabłocki. — Był to żołnierz dobry, człek poczciwy, ale natura opryskliwa, gwałtowna, butna i nieco tchem wieku popsuta... Wyniosłszy z kraju wiarę, jak drudzy posiał ją po gościńcach, Francuzi zarazili go niedowiarstwem, które dla wielu wydawało się jakąś ducha i umysłu potęgą. Dla Zabłockiego wszystko było przesądem, ale raz poszedłszy tą niebezpieczną drogą, wyzwolił się aż do zbytku z tego, co drugich zobowiązywało... Żył lekkomyślnie, a miał zwyczaj z szeptycyzmem popisywać się szydersko... Uchodziło mu to, słuchano go, i w łatwą wbijał się dumę ze swego zuchowatowstwa... Przestawszy szanować idee, łatwo było ludźmi pomiatać. Zabłocki miał nieprzyjaciół bez liku... ale ufny był w swój stopień i przyjaźń Dąbrowskiego.
Jednego wieczora, gdy dwaj starzy Barszczanie siedzieli u Karola na Vico Oscuro, gwarząc o dawnych dziejach, wpadł niespodzianie Szumlański, na miłego Boga zaklinając Plutę, aby za świadka poszedł służyć do pojedynku między Haumanem a Zabłockim.
Karol się obruszył z razu.
— Dajcie mi pokój ze swemi waśniami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.
299