i pojedynkami — zawołał — wszystko to nie na czasie... krew nasza do ojczyzny należy, my nie do siebie... Zgorszenie to i lekkomyślność.
Szumlański tłumaczyć się począł. Rzecz się miała, jak następuje: Codziennie prawie starszyzna wojskowa wieczorami się zbierała u Dąbrowskiego, rozprawiano, grano w bilard, wchodzili i wychodzili oficerowie, było to ognisko, u którego każdy się chiał rozgrzać nieco. Tu pierwsze przybywały wiadomości z Francyi... tu najczęstsze z Polski wieści.
Zabłocki i Hauman nie bardzo sobie przyjazni, znaleźli się losem gry sami jedni u bilardu... Hauman miał z sobą Grabowskiego i Szumlańskiego. Przymówki poszły o fraszkę, usposobienie je zaostrzyło. Hauman był prędki, Zabłocki butny a dumny, na jakieś słówko Haumana Zabłocki zmilczeć mu kazał, jako przed starszym. Hauman się rozśmiał szydersko, Zabłocki obruszył i drzwi pokazał.
— Łatwo to stopniem się zasłonić — prysnął pierwszy, aby uniknąć pojedynku, którego się boi... Pamiętamy przecie, jak to było w Mantui....
W Mantui zarzucano, niewiadomo czy słusznie, Zabłockiemu, że wyzwany nie stanął.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/300
Ta strona została uwierzytelniona.
300