Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
301

Teraz chwycił za słowo... Hauman powtórzył wyzwanie, przyjął je Zabłocki.. Tegoż wieczora mieli się bić w Villa Borghese...
Karol odmówił świadkiem być braterskiego tego boju, ale po namyśle skłonił się pójść w nadziei, że ich opamięta i przejedna...
Szumlański pędził, wózek jego stał przed kamienicą, Pluta pożegnał Darewskiego, pojechali.
Słońce zachodziło jakoś krwawo i ukosnemi promieniami dziwnie oświecało uliczki i ogrody, któremi do Villi spieszyli. W powietrzu była cisza... ale oddechu brakło, parna atmosfera ciężyła nad grodem, a w dali nad górami zwijały się czarne i sine chmur kłęby...
Gdy stanęli na miejscu, już nadchodząca burza w dali zaczynała warczeć piorunami i leciała wprost na Rzym, wyciągając ramiona... Musiano pospieszać z pojedynkiem. Karol z powagą starego żołnierza stanął rozjemcą, ale go nie słuchano... Zabłocki bił się w piersi i rzucał obrazą honoru niepowetowaną tylko krwią, Hauman słowa odwołać nie chciał.
Haumanowi przypadł strzał pierwszy.
Nim broń nabito, burza już prawie była nad głowami, Zabłocki udając wielkiego zucha, śmiał