Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.
302

się i nie w porę wyzywał pioruny Boże w sposób szyderski...
Odmierzono kroki, przeciwnicy stanęli na swych miejscach, strzelano na komendę... Hauman wypalił. Zabłocki zachwiał się, chwycił za piersi i padł krwią oblany, kula trafiła w samo serce...
Ze zgrozą uciekł Pluta z Villa Borghese; oburzony tym widokiem mordu, któremu zapobiedz nie mógł, poprzedzonego wstrętliwą lekkomyślnością Zabłockiego w téj uroczystéj chwili. Pobiegł wśród strumieni deszczu, bicia piorunów i wichru, który niósł po ulicach dachówki, do swojéj kwatery, aby się tam zamknąć ze smutkiem, którego doznał.
Nazajutrz rano wszedł do niego Darewski.
— Wiesz o Zabłockiego losie, rzekł, boś tam był, ale znaszże resztę historyi?
— Jaką resztę? spytał Karol...
— W chwili tego pojedynku burza szalała nad Rzymem... piorun uderzył w dom, który zajmował Zabłocki, strzaskał i spalił łóżko jego.[1]


  1. Niewydany pamiętnik Wierzbickiego.