Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.
310

ryhow-Darewskich, czy Darowskich, jeden w drugiego chłopy, jak dęby, ręce silne, jak łapy niedźwiedzie, a i w głowie niezgorzéj i języka w gębie nie zapomną...
Karol uśmiechał się, brał to wszystko za fantazyą starca... Darewski bowiem był wesół jak rzadko i długo jeszcze baraszkował tak, a gdy już nocą odchodził, zamiast podać rękę, objął Karola, pocałował i stary krzyżyk mosiężny oddał mu na pamiątkę.
Było to przeczucie zgonu, czy na prawdę myśl szukania go wśród bitwy. Mężny starzec przeszło siedemdziesiątletni, rzucił się nazajutrz na czele swych legionistów przeciw kolumnie nieprzyjacielskiéj z zapałem dwudziestoletniego młodzieńca... i zginął...
Karol wśród bitwy przyszedł, gdzie spoczywało ciało jego z ręką na piersi ściśniętą i ucałował blade rycerza czoło...


Był też to dzień dramatów i cudów... Komu nieznane imie grenadyera — filozofa, poety Cypryana Godebskiego? W téj bitwie i on się znajdował. Godebscy od wieków gnieździli się w Pia-