Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.
311

szczyznie, miał tam Cypryan rodzonego brata, porwała i jego tęsknica do boju... Porzucił więc jednego dnia spokojny dworek swój w sosnowym borku i ukochane doliny nad Prypecią, wziął i on torbę tułaczą, przedzierając się do Włoch, do legionów, aby walczyć obok brata...
Cypryan o przybywającym nie wiedział... ten z miasta do miasta gonił za polskim legijonem, przerzynał się przez nieprzyjacielskie straże, wymykał, przyłączał do oddziałów i tak dostał się dopiero pod Legnano... ale w chwili gdy już wrzała bitwa...
Wskazano mu pułk Cypryana, który szedł właśnie przeciwko nieprzyjacielowi. W niecierpliwości uściskania brata, tułacz nowy popędził za nim... zobaczył go już, Cypryan go poznał, zatrzymał się zdziwiony, przelękły, po nad głowami ich grad kul przelatywał.
Godebscy biegną ku sobie... jeszcze chwila a padną w swoje objęcia... zbliżają się ze łzami na oczach zapominając... boju... W tém kula działowa w oczach Cypryana rozdziera biednego przybysza i trupem go kładzie.
Jestli co tragiczniejszego nad te dzieje, poetyczniejszego nad tę prawdę żałobną?