Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.
322

— Z dala, odezwał się Karol — inaczéj ci się pewnie bohaterskie te legie wydawać i śnić musiały, patrz na tę rzeczywistość i powiedz mi, czy się o nią młode twe nie rozbiją zapały! Wytrwaszże ty tutaj, gdzie my zahartowani padamy. — Nie jest to wojsko wytworne, wypieszczone, które stoi, czeka, a w danéj chwili przy odgłosie trąb i biciu w kotły, na heroiczny bój się rzuca... myśmy żołnierze nocy i dnia, lata i zimy, z kolei pracujący bagnetem i rydlem... bez odzieży, bez magazynów, otoczeni krajem, któremu niesiemy swobodę, a zasnąć w nim bez nadzwyczajnych ostrożności nie możemy i studnie spotykamy zatrute... Bijemy się, nie jedząc po dni kilka, niepłatni, wysyłani z chlubném męztwa naszego uznaniem tam, gdzie drogę trupami wyściełać potrzeba... Tadeuszu mój, tyś za młody i za słaby na nasze ciężkie życie.
— Ja! za młody! za słaby! przerwał gwałtownie młody chłopak prostując się — ale.. mój stryju! ja mam więcéj niż wy, bo młodość, która jest siłą niepokonaną... ja się niczego w świecie nie lękam, prócz żebym nie zgnił w bezczynności... Byliście młodsi odemnie, wychodząc do