Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.
339

rozbitkami... oprócz obawy powrotu do pustego domu prócz tęsknicy, która mu Skałę straszną czyniła.
Dla Tadeusza obawiał się losów wojny, dalekiéj może, których przewidzieć nie podobna, ran, niewoli... sterania. Dla siebie potrzebując trudu, lękał się go dla wychowańca.
Jak to pogodzić z sobą?
Nazajutrz Tadeusz stawił się z płomienistemi oczyma, ale nim Karol począł rozmowę, oświadczył mu, że wybrał sobie stanowczo zawód wojskowy, że za mało nabył w nim doświadczenia we Włoszech, porzucić go nie chce, nie może, i błaga aby mógł pozostać.
Mówiąc to, kląkł przed Karolem... złożył ręce, modlił się, oprzeć mu się nie było podobna... Stary milczał posępny i poważny, uścisnął go w końcu.
— Dziecko moje, odezwał się, bo cię tém imieniem miłość moja dla ciebie nazywać pozwala... uczyń o co proszę... powróć! Ja wróciwszy zdechłbym z tęsknicy w téj ruinie... tobie tam uśmiecha się przyszłość. — Dla mnie Skałę zaludniają upiory, co resztę krwi by wyssały... ja zostanę....