Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.
343

którzy wiedzieli, że San Domingo znaczyło — śmierć, — klimat zabójczy, walka zajadła, wygnanie na drugi koniec świata... dla tych właśnie, co się pragnęli zbliżyć do ojczyzny!
— Otóż nagroda krwi naszéj! mówili rozbrojeni żołnierze...
W istocie dzikiém to było a okrutném. Pierwszy konsul inaugurował swe rządy tém rzuceniem na śmierć ludzi, którzy mu zawadzali. —
Karol nawet przestraszył się i chciał wycofać sam, byle Tadeusza ocalić, ale chłopak oburzył się i zaklął.
— Za nic w świecie! ja! Polak! miałbym się ulęknąć niebezpieczeństwa... śmierci, morza, klimatu i głupiéj jakiejś gorączki?! — Nigdy! Idźmy!...


Gdy się dowiedziano pewniéj o przeznaczeniu 113 pół-brygady, powieści o nieszczęśliwych losach wojsk, wysłanych tam pod wodzą jenerała Leclerc, bujno krążyć zaczęły. Opowiadano o walce ze zbuntowanymi murzynami, jak o straszliwéj tragedyi, któréj koniec wątpliwym być nie mógł... Choroby, niedostatek, przewaga tłumów, ich zajadłość czyniły zwycięstwo niepodobném.