Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.
358

Marynarze jedni zrozumieli, co im zagrażało — calme plat — cisza morska, trupia, straszliwa cisza.
Ktokolwiek stał tak uwięziony rozpaczliwie wśród niezmiernych przestrzeni — dnie, tygodnie, miesiące, w oczekiwaniu najlżejszego powiewu, w rozpalonéj otchłani, w któréj odetchnąć czém nie było — wie, jak okropną groźbą jest ta grobowa cisza śmierci —
Najgwałtowniejsza burza mniéj jest w istocie straszną — a żadna w świecie nie może trwać tyle co cisza... która czasem uwięzionych trzyma miesiące pod groźbą śmierci głodowéj. Burza może rozbić, wyrzucić na skały lub mielizny, człowiek z nią walczy, ma coś do czynienia dla obrony swéj — nadzieję, ruch... życie... tu skamieniały zgon powolny...
Nikt na ratunek przybyć nie może... bo wszystko stoi spętane, lądy daleko... potrzeba czekać miłosierdzia losu i konać powoli.
Statki jakkolwiek w żywność i wodę zaopatrzone, nie mogły przewidywać téj klęski i czasu straty — sucharów i wody mogło zabraknąć, woda już się od upałów psuła, stawała mulastą, cuchnącą, zieloną, robactwa pełną... oczyścić jéj