cywilnie umarłego uważam... Zatém nie dziedziczę, nie chcę nic...
— Ale byś chyba oszalał! zawołał rozpaczliwie podkomorzy... to fantazya dzika i dla kogo... dla tego, z pozwoleniem, trutnia, który jutro to przepuści.
— Majątek oddam dziecięciu Ewy! rzekł Karol.
Podkomorzy spojrzał nań.
— Czekaj pan, nie spiesz się, namyśl, odpowiedział, młody jesteś, ożenić się możesz i powinieneś... fortuna dziadowska, rzecz święta, rzucać się nią nie godzi... to fideikomis a nie dorobkowiczowskie mienie...
— Moja fortuna, odparł Karol zimno — to ta szabla saracenka, którą mi dziad oddał... téj nie odstąpię nikomu.
— Ale jéj nie rychło użyjesz — przerwał podkomorzy...
— Bóg jeden wie tylko, kiedy nas powoła znowu... ja nie mam prawa schodzić z placówki do końca, muszę stać pogotowiu! Co się tyczy Skały, kochany stary przyjacielu, rzecz postanowiona... a ja jestem uparty...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
48