Saracenkę powieszę nad łóżkiem... ja i ona będziemy gotowi!!
Podkomorzy westchnął.
— Zaklinam cię, rzekł, namyśl się... abyś potém nie żałował... to... farmazon!
— Ale nie jemu wszakże oddaję Skałę, tylko synowi Ewy... rzekł Karol, a to, kochany podkomorzy, tak jakby się już stało, nieodwołane postanowienie. O to was tylko proszę, jeśli można, — widzę, że kasztelana wysadził Wacław do traktowania ze mną téj sprawy — oszczędźcie mi przykréj gadaniny, bądźcie moim pośrednikiem pełnomocnym... Nie wymagajcie od nich wiele... co można... bylebym miał za co wziąć dzierzawę gdzieś, żeby pod cudzym dachem nie mieszkać... Spuszczam się na was zupełnie...
— Wolałbym, żebyście do tego kogo innego wybrali, rzekł podkomorzy, nie wiem, jak wykrztuszę to zrzeczenie przeciw przekonaniu... Gdyby mieli kroplę wstydu, tego by ani wymagali, ani przyjęli...
— Kochany podkomorzy, stało się, a od ciebie teraz zależy wytargować dla mnie chleba, choćby suchego kawałek...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
50