Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.
51

Ścisnął go za rękę.
— Jeśli ty się nie podejmiesz... będzie gorzéj — dodał.
— A jużciż muszę, nie ma rady... odpowiedział Krzywaczyński — ale wolałbym żydowi w piecu palić, niż z niemi do czynienia mieć w téj sprawie.


Nazajutrz obchodzono świetnie urodziny Karola, ale jego czoło dnia tego chmurniejsze było, niż poprzednich... Niecierpliwiła go ta uczta, goście, tłum ciekawy, użyty wreszcie środek ten pozyskania sobie serca, uwłaczający temu, którego miał ująć. Uśmiechał się gorzko z tego sposobu ad captandam benevolcatiam, wymyślonego. Przy obiedzie posadzony koło Ewy... siedział, jak widmo nieme, bo patrzał na tych, których mu tu brakło, na cienie dziada, matki, ojca i dawnéj swéj Ewusi z rumieńcem na twarzy i włosami zaplecionemi na ramionach. Na próżno Wacław na wesołość się wysilał, podsycać się ją starał mnogiemi kielichami, prosił gości, aby nie dali zadumywać się solenizantowi... im więcéj oni szaleli, tém Karol posępniejszy był, ponurszy, czarniejszy.