Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
61

żal było. Wszyscy dziecinniejem na starość? — Karol z suchém okiem usiadł na szpaka, który mu jego pierwszego konia przypominał.. karawana potoczyła się drogą w milczeniu. —
Na opakowanym wozie, oglądając się jeszcze na dwór, siedział rotmistrz Poremba, ocierał łzy i trochę się może gniewał na Karola, że go ztąd gwałtem niemal porywał.
Droga prowadziła wedle Kościoła i cmentarza.. dzwoniono właśnie na mszą ranną zamówioną umyślnie, żałobną..
Zdziwił się Karol, gdy wszedłszy na cmentarz, postrzegł na nim Ewę, która go wyprzedziła i modliła się u grobowca matki.. był jéj wdzięcznym za tę odwagę i dowód przyjaźni. Razem milczący weszli do otwartego kościołka.. Xiądz wyszedł w czarnym ornacie.. Odprawił mszą za duszę wszystkich drogich umarłych, Ewa płakała.. Karol kamieniał z żalu.. Teraz tak mu się zdawało trudném, straszném opuścić osieroconą Skałę, zostawując w niéj biedną kobietę na pastwę człowieka bez sumienia.!! Widać było, jak to rozstanie i ją przejmowało trwogą..
Wyszli nareszcie... razem... obeszli groby,