Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/13

Ta strona została skorygowana.
— 13 —

mu poświęcił dawne stosunki i przyjaźnie. A los jakby nagradzając brak wdzięków w żonie, przekwitłą smutnie jej młodość i zaniedbane wychowanie, przysypał nawet trochę pieniędzy z jakiegoś spadku, który Brańskim zesłał.
Wiodło się tedy Tymkowi nie zgorzej, ale nie wyszedł nigdy ze swego charakteru i tę nieszczęsną dobroć płacił nieustannie ofiarami częto nadzwyczajnemi. Przyjaciel wszystkich, z kolei wszystkim począł być nienawistnym, bo zawsze po troszę brał stronę każdego, zwaśnił się z sąsiadami, poróżnił z familją i zachmurzył w samym kwiecie wieku tem, co zwał niesprawiedliwością ludzką, a co było w istocie zapłatą tylko słabości jego.
Trudno opisać ze szczegółami wszystkie koleje, przez jakie przechodził Tymek, lecz któż nie odgadnie, że zawsze będąc sobą, zawsze też musiał być ofiarą. Kładziono nań co chciano, jak na kozła ofiarnego, a choć się czasem pogniewał trochę, obruszył, jedno ściśnienie ręki i dobre słowo, otwierało znów jego serce. Nie było sprawy, pojedynku, zgody, narady, składki, poselstwa, do którychby go nie użyto, i gdzie już nikt nie chciał, tam on jeszcze z ochotą grzbieta nastawiał. Płacił ten grzech swój pierworodny kieszenią, zdrowiem, czasem upokorzeniem, tysiącznemi przykrościami i spełniając swą misję towarzyską, bo taki człowiek nie darmo się rodzi — powoli postarzał.
Sława jego serca tak była ustalona powszechnie, że dość wymówić było imię, by wszyscy jednogłośnie dodali doń: — O! cóż to za dobry człowiek! co za dobry człowiek! — Gdzie wszedł, rzucali się go ściskać i ślinić wszyscy, i najszczęśliwszy był, gdy wymięty w objęciach braci, wyszedł z tryumfem mówiąc do siebie:
— Mam miłość u wszystkich!
Z nadwerężoną fortunką zostać musiał marszałkiem, potem sędzią, w ostatku deputatem jakimś, a że go te urzęda do miasteczek ciągnęły, a w mieście nie-