i broń stosowna, garderoba starego ogromna i kosztowna, futra po pradziadach, delje co Jagiellonów pamiętały może; ludzie starzy, lub przy starych wyuczeni, a liczni nad potrzebę, stół zawsze oczekiwał gości, sam gospodarz jakby słuchał zkąd przyjdą jedne wici za troje, gotów na kulbakę mimo dwóch siekierek.
Nie mówię już o świętach i uroczystościach religijno-krajowych, bo te się obchodziły z ceremonjałem odwiecznym, w którym nie wolno było jednego obciąć włoska.
Stary wśród tego wszystkiego chodził jak żywa mumja, nie dając się na linją wyprzeć ze swych zwyczajów. Powoli, co go otaczało przybrało inne formy, język, obyczaj, on trwał po swojemu. Języka żadnego prócz swego i łaciny nie liznął, kręcił głową na francuzczyznę, dąsał się na niemiecki, a gdy o innych mówiono, przerywał:
— Po djabła to szlachcicowi?
W początkach bywał zawsze na wyborach i rugach, jeździł z kuchnią i dworem, poił, forytował i rozbawiał się trochę, ale postrzegłszy, jak mu się to zmienia i cichnie, przestał uczęszczać.
— A ja tam po co? — odpowiadał, ruszając ramionami.
Trafiało się, że ktoś do niego zajechał ciekawy oglądać ten szczątek wielkiego rozbicia, wprost jak podróżny, co nie widział eskimosów i poznać ich pragnie. Przyjmował każdego grzecznie, z uśmiechem nieco szyderskim wzajemnie się przypatrując zjawisku, które go też nie mniej obchodziło, bo choć się nie mógł pogodzić z nowym światem, ale go był ciekawy.
Cudzoziemski obyczaj, ogłada i choćby najwyżej nastrojony ton lekceważenia nigdy go nie mogły zmięszać, zbić z drogi i pewnej siebie powagi; zawsze po chwilce walki, ten co przyjechał szydzić, odjeżdżał upokorzony, zamyślony, zmięszany. Zdawało się, że wzrok starca miał siłę magnetyczną, umiejącą opanować każdego, kto się zbliżył. Nikt nie śmiał przemówić doń hardo, nikt nie odważył mu się sprzeciwić,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/19
Ta strona została skorygowana.
— 19 —