tak czuł jakoś w duszy, że z tej walki nie wyszedłby bez szwanku.
W ostatnich latach Chorąży coraz bardziej milczący, zamyślony, ponury, już nie bardzo chętnie ludzi do siebie przypuszczał. Gdy mu oznajmywano o przybyciu gościa, w pierwszej chwili rzucał się szybko z obowiązku gospodarza, potem mu ręce opadały i z westchnieniem wychodził bawić, a słuchał z roztargnieniem.
Chcąc starca czemś rozerwać, Adolf przywoził mu książki, starannie wybierając, co najlepiej ubiegły wiek malowało wedle niego, ale Chorąży nie chciał czytać.
— To błazeństwa! — mówił, odtrącając książki — czytam Ołtarzyk i Tacyta, Mościrdzieju, a te smalone duby, co mi Asindziej przywozisz, to dla was nie dla mnie.
Adolf pewien będąc, że starca spokusi, byleby mu dał trochę tej nowej strony spróbować, poczynał czytać mu głośno. Chorąży chodził i słuchał, z rzadka dźwignął ramieniem, ale milczał.
Wreszcie wyrwało mu się:
— A porzuć-że to chłopcze! nie mnie tem głowę mącić!
— Przecież to obrazy tej społeczności, którą dziadunio przedstawia, którą opłakuje.
— Tak! tak, jak Wasindziej jesteś obrazem i przedstawcą Zabierzów! Przez waszą malaturę żupanów wszędzie widać kuse poły niemieckiego fraczka. Kudy wam, kudy! te czasy odgadnąć i malować! Oj! oj, gdybyście wy w nich żyli, jakby to się wam wydało! Szyderstwem, przedrzeźnianiem, śmiesznem bazgraniem kościelnego bazgroły, co Abrahama rznie śmiało Bóg wie po jakiemu z Izaakiem. Najlepsze wasze obrazy są jeszcze karykaturami, wierzaj mi i daj pokój.
— A cóż jeśli nie to wróci nam przeszłość?
— Co? — krzyknął stary — nic! i nic! Kiedy Bóg chce co zmieść z oblicza świata, to i obraz i pamięć jego zetrze prawicą swoją, nie pozostanie tylko mogiła i żal. Wy tak malujecie przeszłość naszą jak jezuiccy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/20
Ta strona została skorygowana.
— 20 —