Puciatyński naturalnie odwracał rozmowę.
Ale to niedołęztwo Chorążego, jeszczeby nam stało za tężyznę; codzień rano o czwartej wstawał regularnie, odmówiwszy pacierz, umywszy się zimną wodą, po kawie lub piwie, brał laskę i latem czy zimą obchodził gospodarstwo. Niekiedy te przechadzki około mili i więcej wynosiły. Obiad był o południu samem, jeśli nie cokolwiek wcześniej, potem króciuchna drzemka, marjaszek z Puciatyńskim, rozmowa, znowu latem przechadzka lub przejażdżka na stępaku, suta wieczerza, pacierze.
Chorąży na-koniu się jeszcze trzymał krzepko, na polowanie rad chodził, a na piechotę i młody mu nie dorównał; Puciatyński w tych wycieczkach nie towarzyszył mu nigdy.
Gdy gość przyjechał, był już gościa sługą, a tak mu to pozornie nic nie kosztowało, żebyś rzekł, iż swoich zwyczajów dla niego nie zmienił na włos. Ażeby gościa przyjąć, ubawić, gotów był do ofiary nawyknień, zdrowia, zwyczajów, stawał się pieczołowitym stróżem jego i choć przybyły często nie wart był starań, on spełniając obowiązek, siebie widział nie jego.
Jako obywatel miał znowu pojęcie obowiązków swych czyste i zdrowe, rzecz publiczna szła wszędzie przed prywatą i brała prym przed wszystkiem, krom tego co Boże. Dopóki mógł i miał nadzieję być użytecznym, nigdy się nie wymawiał od służby ani majątkiem, ani wiekiem, ani znużeniem, owszem miał sobie za cześć służyć braciom, i jak za cześć, za wybór i ciężar im dziękował. W dawniejszych czasach nie było chwili cięższej, w którejby z innemi, groszem, zdrowiem i osobą nie przypłacił, a nigdy żadna ofiara nie odezwała się z niego wymówką. Porąbany, zrujnowany, wyzdrowiał i poreperował się po cichu.
Ale przy cnotach miał Chorąży wady — choć już na starość w domu zastygł, był to swego czasu zawadjaka, i do szabelki rwała mu się dusza i do prawa miał żyłkę. Z dziesięć pojedynków i z dziesięć miał procesów, bez których się był wyśmienicie mógł obejść.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/25
Ta strona została skorygowana.
— 25 —