Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/54

Ta strona została skorygowana.
— 54 —

Właśnie przechodził stary adwokat, a jego szaraczkowa kapota, kontusz pod nią jedwabny wytarty jakiegoś niepewnego koloru, proste buty kozłowe i czapka niegdyś biała, dziś brudna jak kasztanek, co ją otaczał, tak mi się dziwnie wydały sprzeczne z wykrzyknikiem pytanego izraelity, żem się dopytywać począł o całe curriculum vitae pana Paliszewskiego i z łatwością następnych dowiedział szczegółów.
O pochodzeniu początkowem jego dokładnie nikt nie wiedział, domyślano się tylko, że musiał być szlachcic, bo w palestrze sama tylko szlachta się mieściła, a na palcu nosił sygnet z krwawnikiem i jakimś herbem, którym się pieczętował. Z maluczkiego aplikanta w swych czasach, gdy procesy rosły jak grzyby, wyskrobał się na adwokata i zaraz prawie znaczące w palestrze zajął miejsce. Dała mu je pracowitość niesłychana, namiętna, łatwość niezmierna pisania i mówienia, w ostatku przy pozorach uczciwości takie wyrabianie się z sumieniem, że jak mu kazał, tak śpiewało.
Życie jego poczęte z małego bardzo gryzipiórka, co za mecenasem papiery naszał i w kancelarjach stawał u progu, a w domu nieraz i krzesełka podawał litygantom, gdy na naradę przyszli; małem się też zawsze obchodziło. Nie piął się ani do spraw znacznych, ani do klienteli możnej, ani w swych głosach starał o zrobienie wielkiej sławy; a żył gdzieś daleko na przedmieściu w ciasnej izdebinie nie wiedzieć jak i czem. Kto tam się do niego po błocie dostał, nie zobaczył w domu nic prócz papierów, tapczan, na którym sypiał i pary butów zapaśnych. Sam sobie sługa, sam pan, co jadł i jak życie pędził, nikt nie wiedział. Z rana tylko widziano go zawsze naprzód regularnie na mszy świętej, potem z papierami pod pachą w sądzie. Tu miejsce miał w kątku, na ustroniu i nigdy się z niego nie wymknął. Mówił mało, zawsze tylko to, o co go pytano, a nigdy nawet całkowicie na pytania nie odpowiadał, zjadając ile mógł w sobie. Skąpy nadzwyczajnie, obcy wszelkiej przyjaźni, nie-