Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/57

Ta strona została skorygowana.
— 57 —

starannie zawijał, Paliszewski doszedł do tego, że się już żadna sprawa bez niego nie obeszła, i co najważniejsze, najzawikłańsze, jemu były powierzane.
Milczkiem się gotował, z klientem nie mówił wiele, przed przywołaniem sprawy nikt o niej słowa od niego nie posłyszał, ale gdy się odezwał, było czego posłuchać. Bo czy z papieru mówił, czy z pamięci, tak ułożył, co tylko było na poparcie swego, tak wyłuszczył się jasno, tak przycisnął swą loiką sędziów, że dekret opisać musieli prawie jak im podyktował.
A gdy mu winszowano potem, odpowiadał kłaniając się nisko: — To nie ja, mości dobrodzieju, to sprawa wygrała!
Szalonym co się do niego czepiali, że przeciw nim stając wygrał, odpowiadał po cichutku, bez wzruszenia zawsze jednem przysłowiem:
Si te judex bene judicabit, cede justitiae, si male, cede fortunae!
W domowem życiu nie było człowieka, coby mniej potrzebował, mieszkał zawsze w izdebce niezmiernie oddalonego dworku na drugim końcu miasta, chodził pieszo, ubierał się ubogo, a grosza tak pilnował, że się nikt pochlubić nie mógł, by mu go kiedykolwiek wyciągnął. Człowiek to był bez namiętności, młodość przeżył nie spojrzawszy na kobietę, nie rozumiejąc, co to sobie w czemkolwiek dogodzić, skąpił tylko nadzwyczajnie, i jak mówiono, taką miał żyłkę do prawa i ochoty do procesów, że gdyby mu sprawy zabrakło, gotówby sam siebie pozwać, byle mieć co robić. Ale spraw w owe czasy dla palestry nie brakło nigdy, a były niektóre tak szczęśliwe, że się po lat dwadzieścia ciągnęły.
Z powodu skąpstwa miano Paliszewskiego za bogacza, bo wiedział nie jeden, co gdzie wziął od kogo a grosz raz u niego w worku, już więcej świata nie ujrzał.
Zbierał tak, zbierał, a fama rosła tak, że dwa razy złodzieje nią zwabieni, napadli na dom szukając tych skarbów, ale się oszukali, bo grosza nie znaleźli.