do izby sądowej uprzedzeni, że ichmościów strona skaptowała, a myślisz Jegomość, żeśmy się tego lękali? Weszli arbitrowie, poczęły się głosy, czasem człek i przekonał, a częściej i wstydu napędził i sprawę wygrał! Ba! tak wygrał, że ten co ją przegrywał wobec opinji publicznej, która go potępiała, cichaczem poszedł jak zmyty. No, i jak ja nie mam sobie przypominać tych czasów, w których zrosłem, i do których przyrosłem?
Tu stary zamilkł, choć go słuchałem z taką uwagą i w takiem milczeniu, że mógł był mówić do jutra. Opamiętał się, że za wiele powiedział, zasępił i ramionami ruszył. Po chwili przecie znowum go potrafił z tej żółwiej skorupy jego obojętności wyprowadzić.
— Ot tak — rzekł — dziwujcie się, nie dziwujcie, a ja do śmierci prawnikiem zostanę jakem był. To darmo, czem się skorupa za młodu napije i na starość trąci. Nosiłem papiery chłopięciem, nauczyłem się wprzódy formularza niż katechizmu, teraz kiedy nie ma co pisać, to się w starem grzebię!
Całe też życie starca było w tych kilku słowach, i nie wielem ich więcej mógł na nim wymódz, milczeniem mnie zbywał, nie raz widocznie niecierpliwiąc się, żem mu do pracy przeszkadzał.
Jeszcze tak czas jakiś o swojej godzinie, co raz wolniej suwając nogami, chodził na ranną mszę i pod dach sądowy, powracał do papierów, pracował do nieszpornego dzwonu i szedł spać późno w noc przy łojówce decyfrując akta, do których ledwie się przespawszy powracał. Jedyną dystrakcją stanowiły targi z żydami wykupującymi zastawy, pożyczanie i odbieranie zastawów.
Wiedząc o jego groszu, a coraz posuwającego się ku grobowi go postrzegając, poczęli znajomi chodzić koło niego, żeby sobie spadek po nim zapewnić. Księża przypominali mu kościół i duszę jego, inni ujmowali go sobie małemi przysłużkami, przyjmował to obojętnie, ale gdy go naglono, odpowiadał zawsze: — Ho! to! będzie na to czasu! — I życie szło jak dawniej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/62
Ta strona została skorygowana.
— 62 —