bez zmiany żadnej. Wzrok mu się osłabiony pracą popsuł, a siły tak opuszczały, że kwadransem wprzódy na mszę wychodzić musiał, nareszcie nogi puchnąć zaczęły.
Nie zmieniło to jednak trybu jego życia, i tak raz z głową na stolik spuszczoną, znaleziono go z rana umarłym.
Nie wiadomo co się stało z majątkiem pozostałym, który znikł jakby go nie było. Pochowano go skromnie, fascykułami papierów gospodyni poczęła okna zaklejać na zimę, makowa kapota przeszła na jakiegoś szewca pijaka, trzcinę wziął jakiś krewny gospodyni rzeźnik podobno, a szkatułki — Bóg jeden wie kto; a gdy jednego poranku stojący przed kramami żydzi nie zobaczyli go ciągnącego o zwykłej godzinie ku kościołowi, pokiwali tylko głowami, domyśliwszy się, że już żyć nie musiał.
Ruszyli ramionami, i to był jedyny po Paliszewskim nekrolog.