gólnem przeznaczeniem, które chciało bym tu, a nie gdzieindziej odsiadywał rekollekcje, i szedłem powolnie ku gospodzie, gdy mnie ktoś grzecznem — dobry wieczór! — powitał.
Podniosłem głowę i ujrzałem przed sobą mężczyznę lat około czterdzieści mającego, w pełni sił i zdrowia, zlekka opalonego, z uśmiechem na ustach, wejrzeniem łagodnem i wyrazem dobroci na twarzy wyrytym. Na pierwszy rzut oka poznałem w nim członka tej rodziny ludzi, którym nic nie braknie do powodzenia, nawet zupełnego przeświadczenia o swej wyższości, znaczeniu, talentach, i nieskończonych przymiotach. Zadowolenie opromieniało jego łysawe czoło, wyjaśniało oczy niebieskie, otwierało usta rumiane do przyjaźnego uśmiechu. Miernie otyły nieznajomy mój pulchniutki był, różowy, miłego oblicza i wielce grzecznego obejścia, bo nie kończąc na ukłonie, przybliżył się do mnie z ofiarą pomocy jakiejbym mógł żądać.
Po twarzy dyszącej szczęściem domyśliłem się w nim dziedzica, bo takim, takusieńkim go sobie właśnie wyobrażałem!
— Serdecznie panu dziękuję — rzekłem, oddając grzecznością za grzeczność — ale mi nic już nie potrzeba, posłałem ludzi z przewodnikiem do kowala, spodziewam się, że poprawka około osi nie zabawi długo!
— Zawsze godzin kilka! — rzekł nieznajomy — a co przez ten czas robić w nudnej karczmie zamkniętemu między czterma ścianami? Staropolskie nasze zwyczaje gościnności upoważniają mnie prosić pana do dworu.
Tu mi się zaprezentował jako gospodarz, ja mu wzajemnie, a żeśmy zaraz po nazwiskach poszedłszy dopytali się jakichś familijnych stosunków nawet, bo któż u nas nie kolligat, musiałem przyjąć zaproszenie do dworu
Szczęściem, gospodarz był sam jeden, żona w dalekiej podróży i mój surdut letni uszedł na te niespodziane odwiedziny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/66
Ta strona została skorygowana.
— 66 —