Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/69

Ta strona została skorygowana.
— 69 —

miany, rośliny bez ceny! Proszę z sobą, przekonasz się, że nie przesadzam.
Niestety nie przesadzał w istocie, bo samych kaktusów cała armja we drzwiach nas kolcami najeżonemi spotkała: flagelliformis, tetragonus, hexagonus, cilindricus, stały w porządku chwaląc się dziwacznością swoich kształtów i poczwarnością stanowiącą podobno całą rośliny tej piękność. Mamillaire, Opuntie, Gloxinie, Hibiscusy, Phoenixy, Heliotropy, Muży, Aloesy, musieliśmy obejść z końca w koniec, a od samych nazwisk aż mi się w głowie zawracać poczynało.
— Gdybym był wiedział — rzekłem sobie w duchu — że pod słodziuchną powierzchownością kryje się taki zdrajca, wolałbym w pustej karczmie pozostać! Teraz cofnąć się było za późno. Z trejbhauzu poszliśmy znowu na grzędy, do szkółek, do drzew, krzewów, na trawniki sposobem angielskim utrzymywane, i ledwie po trzech godzinach wykładu botaniki i hortykultury, ujrzałem znowu dwór i krągłą przy nim wieżycę.
— Ha! — pomyślałem — przed wieczorem zajdziemy może, jeśli nas ulica drzew wazonowych i oranżerja nie zatrzymają!
Zatrzymały! bo wszystko to było jakąś osobliwością, liść, kwiat lub owoc musiał być cudem, a niczego się nie godziło pominąć. Zdziwił się gospodarz, usłyszawszy bijącą na zegarze w wieży umieszczonym godzinę czwartą i rzuciwszy wreszcie nieprzerwany dotąd kurs, szybko powiódł mnie do dworu.
— Jak nam ten czas przeleciał! — rzekł śmiejąc się dobrodusznie — aniśmy się opatrzyli jak czwarta wybiła. Ależ to czas jeść.
W domu było czyściuchno, wytwornie, miło, ale i tu z kwiatami lub gospodarstwem botanicznem rozminąć się niepodobna. Na półkach, żardinjerkach, stolikach, zieleniły się i pstrzyły bukiety, wazony, klomby całe; zapach od nich napełniał aż do przesytu powietrze, a datury i tuberozy nie dawały odetchnąć. Wszędzie pełno było ksiąg o przedmiocie ulubionym gospoda-