Jadę, jadę, zamyśliłem się sobie, w tem „stój! dobry dzień!“ budzi mnie z marzenia.
Podnoszę głowę, nieoszacowany pan Jerzy ze swą rozpromienioną twarzą i uśmiechem przedemną.
— Jakto? mijasz pan mnie, nie wstępując? a bodajże ci oś pękła!
— Na Boga, nigdybym tej niegrzeczności nie popełnił, ale się tak spieszę.
— Ależ godzinę mi darować i objadek zjeść prawdziwie można! i musisz pan, musisz! — dodał gorąco. — Mojej żony nie ma, przebierać się nie potrzeba, zawracaj do dworu!
— Zmiłuj się pan Dobrodziej! interes.
— Nic nie pomoże! nic nie pomoże! zawracaj do dworu!
Postrzegłszy, że się nie wykręcę, pomyślałem w duchu:
— Poczekajże, słuchałem raz pierwszy cierpliwie i uważnie wykładu, temum to winien drugie zaproszenie, ale nic z tego nie będzie. Trzeci raz pan pewnie mnie nie zawrócisz do siebie.
Wysiadłem więc i poszliśmy pieszo, bo ranek był piękny, a gdyśmy się zbliżyli do wrót, aż mnie dreszcze przeszły, pomyślawszy o nomenklaturze nowych dalij, które z powodu bałamuctwa tej rośliny tak obficie się wyradzają... Wchodzę. Dalij prawie nie widać, na grzędach kwiaty nie pielęgnowane, opuszczone, nowości żadnych, ogród jak wszędzie, a mój gospodarz ani poczyna o swojem.
— Co to jest? — pomyślałem — musiało go chyba spotkać jakie nieszczęście! Spytać już nie śmiałem, ale mu się twarz śmiała jak za dobrych czasów Lupinusów i Floksów. Nieszczęśliwe Lupinusy kwitły teraz zapomniane, w kącie na łasce ogrodnika. Spostrzegł pan Jerzy, że się dziwię i szukam oczyma czegoś, uśmiechnął i biorąc pod rękę pośpieszył ze mną ku domowi.
— Coś piękniejszego teraz panu pokażę — rzekł — niżeli przeszłą razą, nie straciłem zamiłowania w kwia-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Typy i charaktery.pdf/71
Ta strona została skorygowana.
— 71 —